Ostatnie prace wokół trabanta w kręciły się wokoło tylnego pasa. Dziś wiem, że jego wycięcie bez przemyślenia było najgorszą decyzją jaką w ogóle podjąłem w trakcie całej przygody z tym samochodem. Nie pozostawiłem praktycznie żadnego elementu do złapania wymiaru, czy to od góry w miejscu gdzie pas schodzi się z rynienkami bagażnika, czy od dołu, gdzie podłoga i tak była trafiona po dzwonie.
Pozornie po kilku miesiącach zbawiennym miało być wstawienie fragmentu z teoretycznie oryginalnej reperaturki podłogi. Jak się jednak oczywiście okazało, reperaturka ma inne przetłoczenia, co uniemożliwia rozsądne złapanie wymiaru… Po kilku tygodniach rozmyślania na raty (samochód mogę robić tylko po godzinach pracy i w weekendy, i to nie zawsze), wpadłem na pomysł odgrzania fabrycznego wzmocnienia od podłogi, wycięcia równo po nim i wstawienia po tej linii do docelowego miejsca. Póki co podłoga jest przyłapana, i wydaje się trzymać wymiar.
Po przyłapaniu tylnego pasa na nity okazało się jednak że moja karkołomna konstrukcja udająca fartuchy rynienki górnej ma się nijak do rzeczywistości. Nie trzyma wymiaru, po montażu klapy nie da się jej zamknąć, nie mówiąc już o tym że wiele godzin zajęło by spasowanie fartuchów z pasem. Postanowiłem ściągnąć do siebie trabanta Michała, aby mieć wzór i na bieżąco weryfikować czy wszystko jest jak w oryginalne. Podczas wyciągania jego samochodu ze stodoły, dojrzałem stary pas tylny, który miał iść do mnie, jednak był zbyt prze-korodowany. Szybki rzut okiem wywołał uśmiech na twarzy, mimo zjedzonego dołu, górne fartuchy są w idealnym stanie, do tego widać idealnie zgrzewy, więc ich wyciągnięcie powinno być mało problematyczne.
Nastepnego dnia wziąłem się za odgrzewanie fartuchów, które jednak fabrycznie były przyspawywane do pasa, ale i to udało mi się obejść. Po kilku przymiarkach i sciągnięciu wymiaru z samochodu Michała, wydaje się że elementy powinny pasować idealnie. W tym tygodniu postaram się je wstawić i wstępnie przyłapać pas tylny na nity. Jeśli będzie dobrze, zostanie wstępnie przyspawany i prace będą mogły ruszyć dalej.
Zdecydowanie, remont samochodu przerósł moje możliwości i wyobrażenia. Mimo teoretycznie nie-najgorszych umiejętności blacharskich, przez problemy z czasem i brakiem możliwości skupienia się tylko na remoncie, proces idzie jak przysłowiowy sierp z dupy. Teraz wiem, że gdyby nie opcja z wyciągnięciem elementów ze starego pasa, w tym roku mógłbym pomarzyć o skończeniu prac. Na te chwilę jestem pełen optymizmu, w tydzień powinienem zamknąć temat pasa tylnego i móc wziać się za dokończenie reperaturek nadkoli oraz ogarnięcie przednich fartuchów zderzaka. Są to ostatnie rzeczy blacharskie do zrobienia, pozostanie posklejać duroplasty, przygotować budę do lakierowania i… zacząć myśleć o mechanice.