Aż nie wierzę w to co napiszę, i chyba trochę nadal się boję że wyjdzie jakaś lipa typu niepasujące duro albo zgubiony wymiar o 10 centymetrów ale… Wygląda na to że udało mi się wstawić wreszcie tylny pas. Rzecz która spędzała mi sen z powiek od blisko roku, załatwiona w tydzień. Oczywiście, można się przyczepić do nie do końca ładnych spawów imitujących zgrzewy, do wstawiania ćwiartek podłogi i zapewne przegrzania blachy. Priorytetem jest jednak dla mnie zamknięcie do lata blacharki, w przeciwnym razie znów będzie się to ciągnęło, a korzystam póki mam moment że mogę się skupić na Trabancie.
Porównując z poprzednim postem, wstawiłem brakujący fragment podłogi, spawy łączące fartuchy i pas wyszlifowałem kamieniem na małej szlifierce. Całość zabezpieczyłem podkładem epoksydowym z pędzla (dość grubo) oraz srogą warstwą masy uszczelniającej. Nie wygląda to najestetyczniej, ale nie zamierzam już szlifować spawów i grzać blachy, samochód ma trzymać wymiar i być sztywny, a pod dywaniki w bagażniku i tak raczej nikt nie będzie mi zaglądał. 😉
Kolejnym etapem jaki zaplanowałem to dopasowanie nadkoli do duroplastów, nie są wstawione idealnie z uwagi na branie wymiaru bez tylnego pasa, trochę będzie trzeba popracować młotkiem. Następnie chce przykleić tylne duro, tak aby konstrukcja była już sztywna i by dało się działać dalej z przodu, gdzie zostaną do zrobienia tylko fartuchy zderzaka i ew. połatanie pasa przedniego.
Mogę śmiało powiedzieć że uporanie się z tyłem Trabanta dało mi dużo wiatru w żagle, nie mając pomysłu na jego wstawienie w głowie miałem wizję ogromu pracy jaki trzeba wykonać, w tej chwili całkiem optymistycznie podchodzę do ukończenia etapu blacharskiego do końca zimy (miesiąc czasu). Później konserwacja podwozia, szlif i podładowanie nadwozia i oddanie do lakieru.
Dawno tak entuzjastycznie nie podchodziłem do ukończenia remontu. 😉