Z kronikarskiego obowiązku, muszę uzupełnić spis prac o te, które działy się przed oddaniem auta do lakiernika (i w trakcie). Ale od początku.
Po wklejeniu błotników umówiłem się z lakiernikiem polecanym przez znajomego, aby obejrzał wóz i wycenił usługę. Krzyknął 4000 w stanie „jak jest”, czyli posklejany, nieoszlifowany. Lakierowanie tylko od zewnątrz plus komora (zobaczymy jak to wyjdzie, bo nie zdemontowałem niektórych elementów).
Wcześniej zabezpieczyłem podwozie, poszedł epoksyd, troche podkładu ala corina (czerwony tlenkowy) i na to biały baranek (4 puchy plus dwa spraye na progi).
Przed oddaniem musiałem zdjąć szyby, i tu oczywiście zonk, zarówno z przodu jak i z tyłu, dziury. Szczerze, spodziewałem się. Przyszło mi też dociąć błotnik który ułożył się inaczej niż poprzednio i szpara pomiędzy drzwiami była nierówna (nadal jest, ale już niewidocznie). To zapewne będzie widoczne po lakierze, bo prawy tylny błotnik trochę za mocno oparł się o nadkole i raczej z bliska będzie widać że ktoś wklejał na szybko, ale trudno. 🙂
Laweta i oddanie
Mam trochę obaw, bo gość nawet dokładnie go nie obejrzał, tylko krzyknął kwotę, miało trwać tydzień, leci już drugi, i teoretycznie dopiero w tym tygodniu ma skończyć. Mam nadzieje że bedzie zrobione dobrze i że cena się nie zmieni.
A czekając na skończenie prac, odświeżyłem kilka elementów spod maski, zbiornik paliwa kwalifikuje się na wymianę, ale mimo wszystko, zawsze to troche lepiej będzie wyglądać. Tłumik wygląda jak nówka, ciekawe ile potrzyma ten lakier (żaroodporny APP)
Musze jeszcze ogarnąć opony, mam na oku używane Barumy z 2017 roku, dwie stówy taniej niż nówki, musze się zastanowić czy brac czy kupić nowe. Nowiutkie felgi czekają na zamontowanie. 🙂